Powolnym krokiem Ninque spacerował wzdłuż przystani. Było to jedno z nielicznych miejsc które Vivias'owi przypadły do gustu. Zapach jodu, pomieszanego z rybnym odorem i wieloma innymi wprawiał szlachcica w dobry nastrój. Nie inaczej było dzisiaj.
Morski wiatr przez morskich bożków wysyłany uderzał w twarz elfa rozwiewając przy tym włosy. Płaszcz furgotał na wietrze, a szlachetnie urodzony kroczył po kamieniach portu. Oglądał statki- od wojennych po rybackie. Szkutnictwo w Visengardzie zawsze prezentowało wysoki poziom. Smukłe kadłuby pruły fale, aż miło, a potężne frachtowce wojenne epatowały potęgą i onieśmielały siłą.
Przechodząc obok tawern portowych do jego uszu dobiegały przyśpiewki pijanych już marynarzy, synów morza i przyjaciół sztormu. Szanował uch za upór i stanowczość z jaką wykonywali swój fach. Żeglowali po szerokich morzach i jednocześnie stanowili siłę w zwarciu podczas abordażu. Teraz i on żałuje iż nie wybrał takiego życia...
Płynnym krokiem powoli oddalał się od portu i zbliżał się do placu treningowego, gdzie miał nadzieje odmienić swój los...